GRY RODZINNE
Wyprawa do El Dorado
Wciel się w Indianę Jonesa!
Podstawowe informacje:
liczba graczy: od 2 do 4
wiek: od 10 lat
czas gry: od 30 do 60 min.
wydawca: Nasza Księgarnia
wersja językowa: polska
pasujące koszulki: 58x88 (86 szt.)
Opis
Wielki hit Reinera Knizi! Proste zasady, wielkie emocje! Celem gry jest jak najszybsze dotarcie do legendarnego miasta El Dorado. Zorganizuj ekspedycję i udaj się w podróż przez dżunglę. Będziesz potrzebował doświadczonych przewodników i odpowiedniego sprzętu.
Zatrudnisz zwiadowcę czy skorzystasz z pomocy tubylców? Wybierzesz podróż statkiem czy wynajmiesz samolot? Bądź szybszy od rywali! Każda rozgrywka wymaga innej strategii. Najlepsza gra Reinera Knizi od ponad 10 lat! Nominowana do prestiżowej nagrody "Spiel des Jahres".
Recenzje naszych klientów:
zaloguj się jeżeli chcesz dodać własną
dodano: 2023-07-09
Szczyt elegancji
autor:
Darek Kuźma
Gdyby powstał kiedyś słownik pojęć dla gier planszowych, "Drogę do El Dorado" można by śmiało dać jako przykład mechanicznej i tematycznej elegancji, a także idealnego wykorzystania potencjały deckbuildingu, czyli mechaniki budowania talii. W swojej rundzie dobieramy na rękę cztery karty (w niektórych przypadkach więcej) i mamy do wyboru jedną z trzech prostych akcji, a w zasadzie z dwóch - albo wykorzystujemy karty do przemieszczania naszego pionka/odkrywcy do przodu, po dżungli, w kierunku mitycznego El Dorado, albo kupujemy za nie karty, które w kolejnych rundach pozwolą nam iść w kierunku El Dorado sprawniej/szybciej. Tyle. Grę da się wyjaśnić w parę minut (małe reguły typu, że nie można "kupić" więcej niż jedną kartę, lub o co chodzi w pokonywaniu "barier" pomiędzy dużymi elementami modułowej planszy), rozgrywka w dwie-cztery osoby zajmuje 45-60 minut, regrywalność jest ogromna (można własnoręcznie tworzyć planszę z dostępnych dwustronnych kafli terenu tak, że będzie łatwiej lub trudniej), a całość jest... jednym wielkim wyścigiem.
Wyścigiem o to, kto lepiej wykorzysta dostępne zasoby (karty), kto kupi w lepszym momencie bardziej pasujące do danego terenu karty (jest kilkanaście rodzajów "kart", wszystkie po trzy sztuki, nowy rodzaj wchodzi w momencie, gdy jeden z początkowych się skończy) i kto lepiej zbuduje sobie talię. Bo, jak to w deckbuildingu, im większa talia, tym dłużej czeka się na dobre karty i tym większa szansa na to, że ta idealna, która pozwoli nam wygrać, nie pojawi się w odpowiednim momencie. I jeśli zbyt dużo kupujemy i zbyt długo czekamy na odpowiedni moment, by przyspieszyć, możemy nigdy nie dogonić pozostałych graczy. Wyścig z zachowaniem balansu pomiędzy ilością i jakością kart. Wyścig, w którym trzeba trochę szczęścia, ale w większości przypadków liczą się przede wszystkim umiejętności.
Za tę cenę w pakiecie jest głęboka i regrywalna planszówka, którą można nauczyć w parę minut, a potem zagrywać się miesiącami. Jak na dzisiejsze standardy jest to naprawdę imponujący wyczyn. Jedynym prawdziwym minusem jest fakt, że "Wyprawa do El Dorado" zajmuje sporo miejsca na stole - więc jeśli ktoś ma mniejszy stół, być może trzeba będzie trochę pokombinować (na przykład, nie układać na raz całej planszy, tylko systematycznie odejmować kafle, na których nikogo już nie ma, i dodawać wtedy nowe kafle, które odkrywcy mają przed sobą).
Gdyby powstał kiedyś słownik pojęć dla gier planszowych, "Drogę do El Dorado" można by śmiało dać jako przykład mechanicznej i tematycznej elegancji, a także idealnego wykorzystania potencjały deckbuildingu, czyli mechaniki budowania talii. W swojej rundzie dobieramy na rękę cztery karty (w niektórych przypadkach więcej) i mamy do wyboru jedną z trzech prostych akcji, a w zasadzie z dwóch - albo wykorzystujemy karty do przemieszczania naszego pionka/odkrywcy do przodu, po dżungli, w kierunku mitycznego El Dorado, albo kupujemy za nie karty, które w kolejnych rundach pozwolą nam iść w kierunku El Dorado sprawniej/szybciej. Tyle. Grę da się wyjaśnić w parę minut (małe reguły typu, że nie można "kupić" więcej niż jedną kartę, lub o co chodzi w pokonywaniu "barier" pomiędzy dużymi elementami modułowej planszy), rozgrywka w dwie-cztery osoby zajmuje 45-60 minut, regrywalność jest ogromna (można własnoręcznie tworzyć planszę z dostępnych dwustronnych kafli terenu tak, że będzie łatwiej lub trudniej), a całość jest... jednym wielkim wyścigiem.
Wyścigiem o to, kto lepiej wykorzysta dostępne zasoby (karty), kto kupi w lepszym momencie bardziej pasujące do danego terenu karty (jest kilkanaście rodzajów "kart", wszystkie po trzy sztuki, nowy rodzaj wchodzi w momencie, gdy jeden z początkowych się skończy) i kto lepiej zbuduje sobie talię. Bo, jak to w deckbuildingu, im większa talia, tym dłużej czeka się na dobre karty i tym większa szansa na to, że ta idealna, która pozwoli nam wygrać, nie pojawi się w odpowiednim momencie. I jeśli zbyt dużo kupujemy i zbyt długo czekamy na odpowiedni moment, by przyspieszyć, możemy nigdy nie dogonić pozostałych graczy. Wyścig z zachowaniem balansu pomiędzy ilością i jakością kart. Wyścig, w którym trzeba trochę szczęścia, ale w większości przypadków liczą się przede wszystkim umiejętności.
Za tę cenę w pakiecie jest głęboka i regrywalna planszówka, którą można nauczyć w parę minut, a potem zagrywać się miesiącami. Jak na dzisiejsze standardy jest to naprawdę imponujący wyczyn. Jedynym prawdziwym minusem jest fakt, że "Wyprawa do El Dorado" zajmuje sporo miejsca na stole - więc jeśli ktoś ma mniejszy stół, być może trzeba będzie trochę pokombinować (na przykład, nie układać na raz całej planszy, tylko systematycznie odejmować kafle, na których nikogo już nie ma, i dodawać wtedy nowe kafle, które odkrywcy mają przed sobą).
dodano: 2022-05-23
autor:
Patryk Grzesik
„Wyprawa do El Dorado” Reinera Knizii to świetny „drugi krok” dla początkujących graczy, ale też dobra zabawa dla bardziej doświadczonych wielbicieli cięższych tytułów. Jest to też dobre wprowadzenie do mechaniki budowania talii, ponieważ tutaj ta mechanika działa świetnie. W tej grze ścigamy się do celu – mitycznego El Dorado, złotego miasta – jednak dzięki dwustronnej, modułowej planszy każda wyprawa i kazda rozgrywka jest inna. W instrukcji znajdziemy kilka propozycji map (czyli sposobów ułożenia modułów planszy) o różnym stopniu trudności, to jednak nie wszystko – w serwisie Boardgamegeek.com znajdziemy kilkadziesiąt kolejnych map stworzonych przez fanów. Oprócz tego oczywiście możemy zabawić się w kartografów i komponować własne mapy. Dróg do celu może być wiele, zarówno w sensie ścieżek na mapie, jak i budowanych przez nas talii. Gra jest dynamiczna, znajdziemy w niej i odrobinę strategii (którędy do celu, jakie karty powinienem kupić), jak i dużo taktyki. Każdy z naszych planów może zweryfikować postępowanie naszych rywali, którzy mogą nas np. chwilowo przyblokować na planszy, kiedy spotkamy ich w jakimś „wąskim gardle” na mapie.
Mechanika budowania talii jest w „Wyprawie do El Dorado” dość specyficzna. Gracze mają swoje talie startowe, oprócz tego mamy ogólny zasób kart, który jest odkryty – od początku znamy wszystkie karty, które możemy zdobyć do swojej talii. Inaczej jednak ma się sprawa z ich dostępnością – na początku gry możemy kupić karty sześciu określonych rodzajów i dopiero gdy karty któregoś z tych rodzajów wyczerpią się, w ich miejsce możemy wystawić do zakupu inny wybrany rodzaj kart. To pomysłowe rozwiązanie z jednej strony niweluje losowość kart dociąganych na rynek, ale też jest dodatkowym polem interakcji (czasem negatywnej) między graczami. Losowość pozostaje jedynie w dociągu kart z naszej własnej talii, no i w żetonach jaskiń, jeżeli włączymy je do rozgrywki. Autor gry radzi, żeby żetony jaskiń stosować dopiero po kilku rozgrywkach, kiedy gracze poznają zasady gry w praktyce, jednak ja używałbym ich od początku. Żetony nie utrudnią zbytnio zrozumienia zasad gry początkującym graczom, a będą ciekawym urozmaiceniem w drodze do El Dorado, chociaż to, co odnajdziemy w jaskini, nie musi być dla nas przydatne, szczególnie kiedy eksplorujemy jaskinię pod koniec rozgrywki.
Elementem gry, który wydaje mi się sztuczny i niezbyt klimatyczny, są blokady, czyli dodatkowe progi pomiędzy modułami planszy, na których przekroczenie gracz musi wydać dodatkową kartę określonego rodzaju. Domyślam się, że ich celem jest „przyhamowanie” gracza, który za bardzo wyrwał się do przodu i moze zdobyć nad innymi przewagę nie do odrobienia, jednak w praktyce blokady nie są specjalnym wyzwaniem dla graczy, a sytuacja na planszy potrafi szybko i znacząco się zmieniać, a nawet duże dystanse między graczami mogą zniknąć po paru sprytnych, przemyślanych ruchach graczy ścigających lidera. Na szczęście blokad możemy nie używać.
Gier typu „Indiana Jones na planszy” wydano już wiele (ostatnio choćby „Zaginiona wyspa Arnak”), jednak „Wyprawa do El Dorado”, dzięki swojej dynamice, poziomowi interakcji i względnej lekkości, wyjątkowo dobrze klei się z tym klimatem. I mimo, że zazwyczaj z przyjemnością grywam w nieco cięższe tytuły, dla mnie „Arnak” jest jak praca, a „Wyprawa” jak przygoda.
Gra dobrze się skaluje od 2 do 4 graczy, a czas rozgrywki podany na pudełku (45 minut) potwierdza się w praktyce, chyba, że gramy na dużej, rozbudowanej planszy – w takim przypadku gra może potrwać nieco dłużej. W rozgrywce dwuosobowej każdy gracz porusza na planszy dwoma pionkami poszukiwaczy, a wygrywa ten, kto pierwszy doprowadzi obu do El Dorado.
Nie mogę nie wspomnieć o pięknej, klimatycznej oprawie graficznej, za którą odpowiada Vincent Dutrait, jeden z moich ulubionych ilustratorów. Plansza i inne komponenty gry są wysokiej jakości, a pudełko podstawowej gry zmieści też elementy dodatku „Demony dżungli”, jeżeli się na niego zdecydujemy.
„Wyprawa do El Dorado” Reinera Knizii to świetny „drugi krok” dla początkujących graczy, ale też dobra zabawa dla bardziej doświadczonych wielbicieli cięższych tytułów. Jest to też dobre wprowadzenie do mechaniki budowania talii, ponieważ tutaj ta mechanika działa świetnie. W tej grze ścigamy się do celu – mitycznego El Dorado, złotego miasta – jednak dzięki dwustronnej, modułowej planszy każda wyprawa i kazda rozgrywka jest inna. W instrukcji znajdziemy kilka propozycji map (czyli sposobów ułożenia modułów planszy) o różnym stopniu trudności, to jednak nie wszystko – w serwisie Boardgamegeek.com znajdziemy kilkadziesiąt kolejnych map stworzonych przez fanów. Oprócz tego oczywiście możemy zabawić się w kartografów i komponować własne mapy. Dróg do celu może być wiele, zarówno w sensie ścieżek na mapie, jak i budowanych przez nas talii. Gra jest dynamiczna, znajdziemy w niej i odrobinę strategii (którędy do celu, jakie karty powinienem kupić), jak i dużo taktyki. Każdy z naszych planów może zweryfikować postępowanie naszych rywali, którzy mogą nas np. chwilowo przyblokować na planszy, kiedy spotkamy ich w jakimś „wąskim gardle” na mapie.
Mechanika budowania talii jest w „Wyprawie do El Dorado” dość specyficzna. Gracze mają swoje talie startowe, oprócz tego mamy ogólny zasób kart, który jest odkryty – od początku znamy wszystkie karty, które możemy zdobyć do swojej talii. Inaczej jednak ma się sprawa z ich dostępnością – na początku gry możemy kupić karty sześciu określonych rodzajów i dopiero gdy karty któregoś z tych rodzajów wyczerpią się, w ich miejsce możemy wystawić do zakupu inny wybrany rodzaj kart. To pomysłowe rozwiązanie z jednej strony niweluje losowość kart dociąganych na rynek, ale też jest dodatkowym polem interakcji (czasem negatywnej) między graczami. Losowość pozostaje jedynie w dociągu kart z naszej własnej talii, no i w żetonach jaskiń, jeżeli włączymy je do rozgrywki. Autor gry radzi, żeby żetony jaskiń stosować dopiero po kilku rozgrywkach, kiedy gracze poznają zasady gry w praktyce, jednak ja używałbym ich od początku. Żetony nie utrudnią zbytnio zrozumienia zasad gry początkującym graczom, a będą ciekawym urozmaiceniem w drodze do El Dorado, chociaż to, co odnajdziemy w jaskini, nie musi być dla nas przydatne, szczególnie kiedy eksplorujemy jaskinię pod koniec rozgrywki.
Elementem gry, który wydaje mi się sztuczny i niezbyt klimatyczny, są blokady, czyli dodatkowe progi pomiędzy modułami planszy, na których przekroczenie gracz musi wydać dodatkową kartę określonego rodzaju. Domyślam się, że ich celem jest „przyhamowanie” gracza, który za bardzo wyrwał się do przodu i moze zdobyć nad innymi przewagę nie do odrobienia, jednak w praktyce blokady nie są specjalnym wyzwaniem dla graczy, a sytuacja na planszy potrafi szybko i znacząco się zmieniać, a nawet duże dystanse między graczami mogą zniknąć po paru sprytnych, przemyślanych ruchach graczy ścigających lidera. Na szczęście blokad możemy nie używać.
Gier typu „Indiana Jones na planszy” wydano już wiele (ostatnio choćby „Zaginiona wyspa Arnak”), jednak „Wyprawa do El Dorado”, dzięki swojej dynamice, poziomowi interakcji i względnej lekkości, wyjątkowo dobrze klei się z tym klimatem. I mimo, że zazwyczaj z przyjemnością grywam w nieco cięższe tytuły, dla mnie „Arnak” jest jak praca, a „Wyprawa” jak przygoda.
Gra dobrze się skaluje od 2 do 4 graczy, a czas rozgrywki podany na pudełku (45 minut) potwierdza się w praktyce, chyba, że gramy na dużej, rozbudowanej planszy – w takim przypadku gra może potrwać nieco dłużej. W rozgrywce dwuosobowej każdy gracz porusza na planszy dwoma pionkami poszukiwaczy, a wygrywa ten, kto pierwszy doprowadzi obu do El Dorado.
Nie mogę nie wspomnieć o pięknej, klimatycznej oprawie graficznej, za którą odpowiada Vincent Dutrait, jeden z moich ulubionych ilustratorów. Plansza i inne komponenty gry są wysokiej jakości, a pudełko podstawowej gry zmieści też elementy dodatku „Demony dżungli”, jeżeli się na niego zdecydujemy.
dodano: 2021-01-06
wyścig do El Dorado
autor:
Adamek
Gra karciana połączona z planszą na której trwa wyścig do mitycznego El Dorado. Bardzo dobrze wykonane elementy, z grafiką miłą dla oka. Plansze modułowe, dwustronne, dające ogrom możliwości łączenia. Gra przebiega dynamicznie, każda rozgrywka może wyglądać inaczej. Wciągający, regrywalny, tytuł sprawdzający się już przy dwóch osobach. Jest interakcja m. in. przez możliwość przyblokowania przeciwnika. Na jednej rozgrywce przy posiedzeniu się nie kończy, a czas mija niepostrzeżenie :)
Gra karciana połączona z planszą na której trwa wyścig do mitycznego El Dorado. Bardzo dobrze wykonane elementy, z grafiką miłą dla oka. Plansze modułowe, dwustronne, dające ogrom możliwości łączenia. Gra przebiega dynamicznie, każda rozgrywka może wyglądać inaczej. Wciągający, regrywalny, tytuł sprawdzający się już przy dwóch osobach. Jest interakcja m. in. przez możliwość przyblokowania przeciwnika. Na jednej rozgrywce przy posiedzeniu się nie kończy, a czas mija niepostrzeżenie :)
dodano: 2019-12-17
Indiana Hołowczyc
autor:
wojtast
Gra jest świetna jeśli chodzi o rozgrywkę i wydanie (piękna oprawa graficzna). Fajna gra, która ma dosyć proste zasady a jednocześnie bardzo angażującą rozgrywkę. Super kompromis pomiędzy grą wprowadzającą a zaawansowaną.
Jeden minus (przynajmniej jak dla mnie) - wymaga ogromnej przestrzeni do gry. Dajemy radę grać na dosyć małym stole, ale przez to trzeba kombinować na różne sposoby żeby wszystko pomieścić i nie wykorzystujemy wszystkich plansz do stworzenia najdłuższej trasy. Nie jest to zbyt komfortowe zwłaszcza że przygotowanie gry wtedy potrafi trochę zająć.
Gra jest świetna jeśli chodzi o rozgrywkę i wydanie (piękna oprawa graficzna). Fajna gra, która ma dosyć proste zasady a jednocześnie bardzo angażującą rozgrywkę. Super kompromis pomiędzy grą wprowadzającą a zaawansowaną.
Jeden minus (przynajmniej jak dla mnie) - wymaga ogromnej przestrzeni do gry. Dajemy radę grać na dosyć małym stole, ale przez to trzeba kombinować na różne sposoby żeby wszystko pomieścić i nie wykorzystujemy wszystkich plansz do stworzenia najdłuższej trasy. Nie jest to zbyt komfortowe zwłaszcza że przygotowanie gry wtedy potrafi trochę zająć.
Wyprawa do El Dorado całkiem niespodziewanie znalazła drogę do mojego serca. Pewnego dnia szukałem jakiegoś tytułu który mógłby służyć jako taki typowy gateway dla ludzi nie zaznajomionymi z planszówkami. Jako, że lubię gry deckbuildingowe to sięgnąłem po Wyprawę do El Dorado. Niespodziewałem się jednak, że ta gra sprawdzi się dosłownie w każdym gronie. Poziom ciężkości oceniłbym jako rodzinny+ jednakże również gamerzy znajdą tu sporo ciekawych decyzji do podjęcia. Ta gra jest to tak naprawdę wyścig do mety poprzez zagrywanie kart kupowanych z rynku. Modularna plansza zapewnia sporą regrywalność, a w razie czego są również dostępne dodatki. Jest to chyba najbardziej uniwersalnych gier w mojej kolekcji, brać i grać! :)